niedziela, 12 maja 2013

Facebook

Przerzuciliśmy nasze siły na facebooka- o tu KLIK.
Zapraszamy-znajdziecie tam wiele zdjęc i opisy przyrody, ciekawostki o Czerniku i okolicach i info o sprawdzoch przez nas trasach górkich.

wtorek, 7 maja 2013

Wiosna w Czerniku

A to kilka fot z wiosennego Czernika...ależ ładnie!




poniedziałek, 6 maja 2013

Majowi goście

Szczęśliwie powrócili. Ania, Artur, Andrzej, Paweł i Robert...

Nasi goście:




wszystko jest możliwe :)

piątek, 3 maja 2013

Wielkanoc w Sadybie

W Sadybie pewnie majowo,ale nie mam żadnych wieści co porabiają chłopaki i Ania
Kto może zapewne chodzi po górkach...Prace budowlane raczej nie trwają chociażby dlatego, że
u prawosławnych mieszkańców Czernika trwaWielki Tydzień.
Dzisiaj postny Wielki Piątek.
Jutro święcenie pokarmów...Wiera pewnie piecze wielkanocne baby i maluje kraszanki.
W niedzielę już Woskresienije Christowo


zródło

Ciekawe, czy coś z lokalnych tradycji uda się zapisać, sfotografować.
 Liczę na to siedząc od tygodnia w areszcie domowym,  razem z zaospionym Jędrusiem .

wtorek, 23 kwietnia 2013

Sadyba otwarta od soboty

W piątek Robert z 2 towarzyszami podróży rusza w stronę granicy z Ukrainą, w Rzeszowie dołaczy sie dwóch kolegów i ta -mam nadzieję- wesła gromadka dotrze w sobotę do Czernika.
Drzwi otwarte! zapraszamy w odwiedziny przez całą "majówkę" !


Jaszczureczki juz pewnie wygrzewaja się w wiosennym słońcu...

piątek, 12 kwietnia 2013

Dzień podróżnika

Panie z Ptysiowego Przedszkola postanowiły zorgazniować Dzień Podróżnika...I jakoś tak sie stało, że Artur i my zostaliśmy "gwiazdami" programu. Zawieźlismy mnóstwo ekwipunku turystycznego i opowiadaliśmu maluchom o podróżach quadem, kajakiem i wędrówkach w górach, oczywiście.
Przezentowaliśmy zdjęcia z wypraw i sprzęt,ale prawdziwym hitem były zabawy w namiocie i zabawa w gotowanie.




Wiecej zdjęć mozna zobaczyć tutaj  

czwartek, 28 marca 2013

Malowane jaja

Malowanie jajek czas zacząć!
Jednak choćbym nie wiem jak sie starała, nie wykonam tak pięknych pisanek jakie mozna ogladać w Kołomyi.
W tym uroczym mieście znajduje  Muzeum Pisanki, (-klik)  którego zbiory zostały wpisane do księgi rekordów Guinessa. 
Niewielki budynek w kształcie jaja,  mieści w sobie ponad 10000 eksponatów. Są to głównie pisanki z różnych regionów Ukrainy, lecz można zobaczyć też ozdobne jajka z wielu krajów świata, w tym z Polski, z Łowicza.
Można tam zobaczyć kurze, kacze, gęsie strusie, a nawet orle  jaja  zdobione różnymi technikami: wyklejane, wydrapywane, malowane woskiem i farbowane, oblepiane ziarnami, koralikami, kolorową włóczką... 

Muzeum można smiało nazwac galerią, ponieważ wiele pisanek jest ułożonych w kompozycje umieszczone w ramach i oglada sie to jak barwne obrazy.





   



Goraco polecam. Jeśli   kiedykolwiek drogi poprawadzą Was do Kołomyi, warto wydać ok. 10 hrywien na bilet do muzeum. 
Nie jest wielkie, ale ma swój klimat!


                                                                               Wesołego Alleluja!

czwartek, 14 marca 2013

Majówka ...

W- mamy nadzieję -juz w iście wiosenny weekend majowy być w Sadybie. Planujemy obecnośc przez tydzień (27 kwiecień -5 maj)
Będzie dyżurowal Robert...
Niebawem poinformujemy o szczegółach! Jeżeli ktoś ma pytania zapraszamy do kontaktowania sie pod adresem  jedrykowasadyba@wp.pl

środa, 20 lutego 2013

Ślub po kołomyjsku

Czas na kolejny odcinek weselnej powieści:)

Sobota!
Od wczesnego  ranka wczęto przygotowania:
-sali weselnej...bramy wjazdowej...
-jedzenia wszelakiego ( w kuchni polowej, w domu, przy domu..)
-i ślubnego wizerunku Młodych...
Pomagaliśmy w czym mogliśmy...ale po 11:00 przykazano nam być już gotowymi na ślub! (w strojach wizytowych, nie koniecznie weselnych (hyyyy??)

Tuż przed południem zaczęły się obrzędy poprzedzające wyjście Młodzych do ślubu. I jak się okazało jest  to długa i bogata w obrzędy ceremonia, nijak nieporównywalna z naszym tradycyjnym błogosławieństwem rodziców.
Oczywiście wszystko prowadzi Starosta, bez którego z całą pewnością by sobie nie poradzono.
 Obrzędom towrzyszy też kapela weselna...

W pokoju gościnnym, w domu Mirki, ustawiono stół i dwie długie ławy ławy. Na stole znalazły się: lusterko, grzebień, talerz z żytem, kubeczek z miodem, kołacz, kieliszek z solą, kubek ze świeconą wodą i mikro-kropidło z choinkowych gałązek.

Kołomyjka Rodziców
Ceremonia zaczyna się od wprowadzenia do pokoju Panny Młodej, (która ma na sobie wszystko co mieć musi, prócz butów, wianka i welonu). To matka zakłada córce białe, ślubne buty.
Potem prosi się Rodziców Młodej o zatańczenie pierwszego tańca weselnego: mama i tato dostaja po kołaczu, który trzymaja pod pacha i tańczą skoczną kołomyjkę.

Dopiero wówczas woła się Młodego, który przynosi przyszłej żonie ślubną wiązankę....
A następnie wielką poduszkę w białej haftowanej poszewce, którą kładzie na ławie przy stole.Na tą poszewkę sadza narzeczoną, która musi trzymać kołacz i sól. Nastepuje obrzęd symbolicznego zaczesywania "kłosa" ( warkocza) do ślubu. Młoda spogląda w lusterko, a najbliżsi proszeni przez Starostę i zgromadzonych gości  trzykrotnie przeczesują włosy dziewczyny. Potem zakładany jest welon, a pod niego "wianok".
Babcia w akcji, Starosta doglada ceremonii
cdn :)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Drużbowie i "strojenie choinek"

Opowieści weselnych część kolejna... wciąż piątek :)

Czymże byłoby wesele bez drużb, czyli po naszemu-świadków...U nas zazwyczaj Para Młoda prosi 2 osoby o towarzyszenie im podczas uroczystości zaślubin...A w Sadżawce wystąpiły w tej roli aż 4 pary.

Cztery panny siedziały grzecznie w pokoju, towarzysząc Mirce, w innym pokoju 4 kawalerów towarzyszyło Aloszy.
Kiedy Młodzi otrzymali już błogosławieństwo wywołana została pierwsza para drużb. Stanęli wobec zgromadzonych kobiet, Rodziny Młodej Pary i starosty, by dokonać obrzędowego wykupu. Drużba musiał wykupić dla siebie druhnę, czyli podarować jej trochę pieniędzy i przytulankę. "Przeszkolony" drużba szukał po kieszeniach pieniędzy wiedząc, że nie może wyłożyć od razu całej przygotowanej kwoty. Rzucał więc  po 10- 20 hrywien prowokując śpiew kobiet w stylu: mało drużbo mało....jeśli nie masz pieniędzy pożycz od mamy lub taty,... idź do pracy i zarób...



Kiedy drużba wysupłał już ok 100 hr (co zostało skrupulatnie przeliczone przez jedną z kobiet ) i dołożył maskotkę wówczas druhna otrzymała"zarobek" i ślubny stroik na rękę. Obrzęd wykupu odbywał się czterokrotnie- w wyniku czego powstały cztery pary drużb.

Odtąd -na czas wesela -drużba i wykupiona drużka stawali się parą...i pełnili zadane im obowiązki.
Jedna za par będzie miała za zadanie rozkładania ślubnego kobierca, inna trzymanie sztandarów w cerkwi  Do obowiązków drużb należy też trzymanie koron nad głowami Młodych podczas zaślubin...ale o tym później .. Bo obrzędowy piątek wciąż trwa :)

Po wykupie zostały do pokoju zostały wprowadzone dwie choineczki... i dwa wielkie kartony pełne bibułkowych ozdób. Zaczął się obrzęd strojenia drzewek. Pierwsze strojone było drzewko Aloszy. Starosta prosił kolejno najbliższą rodzinę o przyczepienie symbolicznych biało-niebieskich kwiatków  do choinki.
W ten sposób na wesele zaprasza się Rodziców, (nawet nieobecnych, za których inni zawieszają ozdoby) Dziadków, rodzeństwo  wujów i ciotki oraz przyjaciół.Obrzęd prowadził Starosta, prosząc gości weselnych o powtarzanie  formuły błogosławieństwa, a kobiety o śpiew.

Mama Aloszy przywiązuje pierwszy kwiatek
Mieliśmy zaszczyt zawieszenia kwiatków na drzewku Aloszki.
Później w biało-różowe kwiateczki strojone było drzewko Mirki.Choinki zostały wyprowadzone do pokoju Młodych gdzie drużbowie dokańczali dzieła.. W sobotę choineczki, które towarzyszyły Młodym podczas zaślubin, były tak obwieszone dekoracjami, jakby były przysypane gęstym śniegiem. Zyskały też żółto -błękitne narodowe wstęgi.


Drzewka w pełnej krasie

Obrzędy piątkowe przeciągnęły się do północy...Spotkanie zakończono wspólnym biesiadowaniem. Zastawiono stoły weselnym jedzeniem i butelkami wódki. I przez godzinę pokój rozbrzmiewał mlaskaniem, brzękami szkła i pieśniami...

c.d.n

czwartek, 24 stycznia 2013

Piątek przed weselem...c.d.

Strojenie tego wielkiego namiotu nie zakończyło się w piątek (okolo 21:00 zostało przewrane na obrzędy przedślubne, o których napisze za chwilkę)...a przeciagnęło się niemalże do sobotniego późnego popołudnia.
Po nocy spędzonej u przesympatycznych sąsiadów Mirki stawiliśmy się rankiem do pomocy. Najważniejszym punktem programu było wykonanie prac na wysokościach:  dwóch "pająków" z bibuły, które tworzyły kolorowy dach na sali tanecznej i jadalnej.

Któż miałby się tym zająć jak nie Robert, pseudonim Pająk :)
Ja tam wolałam prace porządkowe  na poziomie ziemi...
Ale to było w sobotę, tymczasem nie mogę  pominąć piątkowego wieczoru!

Żeby wszystko bylo jasne muszę dodać, że Mirka pochodzi z podkołomyjsiej wsi Sadzawka, w której dzieje sie akcja opowieści, Alosza zaś z dużego, ponad trzystutysięcznego miasta Sumy  (ukr. Суми) w północno-wschodniej części Ukrainy, które opóścił na rzecz Kijowa

Około 21:00 w domu Panny Młodej  zaczęły się obrzędy przedślubne.W pokoju goscinnym ustawiono stoły w podkowe. Na szczytowym stole, przykrytym ludowym obrusem leżała drewniana patera, stroik dla Młodego, "wianek" dla Młodej i 4 stroiczki na rekę. Stoły obsiadały głównie koleżanki Mamy Mirki- kobiety miejscowe, nie szczególnie uroczyście ubrane (chociaż?!).
Na sali pojawił sie również Starosta, który do niedzielnych poprawin  prowadził ceremonię i stał na straży obrzędów.
Kobiety prowadziły ozywioną dyskusję, podczas gdy Młody i Młoda, oczekiwali na wezwanie zamknięci w swoich pokojach wraz z drużbami ( 4 panny jako drużki Mirki i 4 chłopaków jako towarzysze Aloszy).
Rozmowy zostały przerwane zaproszeniem na robienie gołabków. Kilka pań nienazbyt chętnie podniosło się z miejsc i ruszyło do letniej kuchni ( kuchni w starym domku, który stoi na posesji). Poszli tam także Rodzice Młodych, Dziadkowie Mirki, Starosta no i ciekwascy my.
 Od robienie gołabków zaczynaja się obrzędy bezpośredniego przygotowania do wesela.
Na stole stała wielka miednica ze sparzonymi liśćmi kapusty, miska z farszem i wspaniałe ceramiczne formy wysmarowane masłem, w której gołąbki będa się piekły.
Każdy z członków najbliższej rodziny nowożeńców zrobił 1 zawijasa: trzykrotnie się żegnał przed świetym obrazem, powtarzając za Starostą słowa (mające w przybliżeniu sens: niech się tak dobrze skończy, jak się zaczyna), wybierał liść, trzykrotnie nakładał porcję farszu, zawijał gołąbka i układał go w formie.

w akcji Tata Mirki,; pierwsza z lewej to Mama Loszy, druga Mama Mirki

Kiedy rodzina skończyła ceremoniał do roboty ( juz bez wielkich obrzędów) wzięły sie panie-ochotniczki i zawijały gołąbki przez kolejne 1,5 h , aż napełniły 4 naczynia. Ja wróciłam do pokoju gościnnego w celu obserwowania co porabiaja pozostałe kobiety. Te bawiły się przednio, dyskutując, podśpiewując i wymyślając kotylion dla starosty. Udało się zmontować wymowne szkaradzieństwo z kawałka kiełbasy, dwóch głowek czosnku, choinkowych gałazek i kolorowej bibuły.
Kiedy ekipa gołąbkowa szczęśliwie powróciła na pokoje zaczęły się obrzędy błogosławieństwa Młodych. Zawołano odświętnie ubranych Loszę i Mirkę, których rodzice pobłogosławili "kwiatkami"i "wiankiem".

Mirka ma na głowie wianok, a Loszka swój weselny kotylion

cdn


sobota, 19 stycznia 2013

Wspomnienia z wesela

Nastały długie zimowe wieczory... jednak wolego czasu wcale nie przybyło.
Jednak nie mogę już dłużej zwlekać z opisaniem wielu ciekawych spraw, które stały się naszym udziałem minionej jesieni.
Zaczynam powieść w odcinkach  NA WSI (UKRAIŃSKIEJ) WESELE

U schyłku wakacji zostaliśmy zaproszeni na wrześniowy  ślub Mirki i Aloszy. Choć to dla nas- z nadbałtyckich rejonów- długa droga, nie mogliśmy odmówić. W końcu Loszka to nasz drogi druh z którym przeszliśmy Krym i kawałek Kaukazu, byliśmy w Gorganach i Czarnohorze...
A poza tym czuliśmy, że jest to być może jedyna okazja,żeby do środka zobaczyć przygotowania i przebieg tradycyjnego wesela na podkołomyjskiej wsi.

Przygoda zaczęła się w momencie naszego przedweselnego pobytu w Czerniku. Przy okazji wizyty u Wiery i Nikołaja zapytaliśmy o zwyczaje weselne jakie panują w tych regionach. Dowiedzieliśmy się, m.in. że w piątek przed ślubem wszyscy pomagają w strojeniu domu, stodoły czy namiotu w którym odbędzie się weselisko. Wiera jednak  po przeczytaniu zaproszenia stwierdziła, że to nas pewnie ominie, bo napisano, że impreza odbywa się w "Restauracji Pod Lipami", a restauracji to my na pewno stroić nie będziemy.
O tej restauracji to i ja się doczytałam, wobec czego zaplanowałam, że na  na balety ubiorę  kieckę z gołymi ramionami- w końcu w budynku nie zmarznę...
Okazała się, że restauracja  to wielgachny namiot, postawiony na posesji u rodziców Panny Młodej. Rzeczywiście pod wielką lipą ( o, dowcipnisie)...Namiot wykonany ze spawanych rurek, prętów, belek i brezentu podzielony na część taneczną i jadalną, jest rzeczą przechodnią i wędruje po wsi.
Raz stoi pod lipą, raz pod kasztanem, co tam komu w ogrodzie rośnie...


Kiedy dotarliśmy do "Sadżawki" w piatkowe późne pochmurne, deszczowe i zimne popołudnie,  kilkanaście osób pracowało nad dekoracją namiotu. Stylowe materialy zamówione w jakiejś "dekoratorni" juz wisiały na brezentowych ścianach, nam pozostało wiec dołączyć do brygady dmuchajacej setki balonów, lub przyklejajacych serwetki na podsufitowe belki...

sobota, 5 stycznia 2013

Świąteczne życzenia po raz drugi


Już za dwa dni nasi sąsiedzi z Czernika, przyjaciele z Kijowa i Ahtyrki rozpoczną świętowanie.
7 stycznia przypada prawosławne Boże Narodzenie (Rożdiestwo Christowo).

Z tej okazji oraz z początkiem Nowego Roku życzymy wszystkim sympatykom górskich bezdroży mnóstwa zdrowia i spokoju.

Życzymy Wam i sobie abyśmy się mogli spotkać na szlaku,
wspólnie wypić {choćby} herbatkę w Jędrykowej Sadybie...
żeby nie zabrakło nam czasu i ochoty na wędrowanie,
żeby nie brakło tematów do rozmów i wspomnień,
żeby starczyło sił na tańcowanie, śpiewanie i granie,
żeby nam nigdy nie zabrakło chleba, pierogów i  kartofli...


Mimo pierwotnych planów nie udało się nam wynajęcie chatki na Sylwestra. Tym samym Nowy Rok przywitaliśmy u nas ( wcale nie żałujemy!!!) i dlatego tez nie mamy nowych wieści z pola bitwy= placu budowy. Pewnie nic nie dzieje! Belki i fundamenty leżą być może  przysypane śniegiem, a jedyna wojna jaka może się rozgrywać to walka papierowa. Urzędnicy nie spieszą się, gdy nie motywuje się... A troche nam nie leży opróznianie portfela w tym celu. Zatem pomalutku razem z wiosennymi roztopami będziemy rozwijać temat prywatyzacji działki i planować dalsze inwestycje.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

wesołych świąt

Wszystkim Przyjaciołom Sadyby zyczymy wesołych Świat Bozego Narodzenia.

sobota, 24 listopada 2012

Wóz "firmowy"

Nasz Landrover doczekał się profesjonalnego oklejenia. Dzięki listopadowej wizycie u Rodziców w Szczecinku auto ma firmowe napisy i logo.

Tata przykleja....równo, równo


 Robert wygładza logo



poniedziałek, 8 października 2012

Furtka- nowy znak rozpoznawczy

Wiem, wiem ,że zaległości w blogowaniu mam przeogromne.Czeka relacja z niezwykłego wesela Aloshy i Mirki, "reklama" Kołomyi.Zaplanowałam także sporządzić opis 4-5 tras, które polecamy naszym gościom.  Jednak ciągle się coś dzieje, więc pisanie odsuwam na długie zimowe wieczory.
..... Ale widzę,że licznik wejść bije, zatem choć kilka słów dla wiernych czytelników:

Podczas wrześniowego pobytu, rekreacyjnego z założenia, jeden dzień poświeciliśmy na prace przy budowie- ja z Wierą zbierałam i nosiłam kamienie, a Mikołaj z Robertem przerzucili wszystkie belki z oczekującego na odtworzenie domu. Dokonali przy tym niezbędnych pomiarów i oceny stanu bali po roku leżakowania pod plandeką oraz poukładali wszytko na nowych szerszych podkładach.Belek zdrowych starczy prawdopodobnie tylko na jedna izbę. Resztę trzeba będzie zbudować z nowych...czas pokaże co z tego będzie.
Żeby jakoś konkretniej zaznaczyć nasz obecność w chacie Robert zrobił furtkę. Sfrustrowało go,ze wejście do naszej Sadyby jest założone jedną przegniłą żerdką, więc zaszalał z wyrzynarką.
Wiera [ i zapewne jeszcze z pół wsi ] tez  chce mieć takie wejście na działkę :)


środa, 26 września 2012

Sezon zakończony

W poniedziałek wróciliśmy do domu i tym samym zakończylismy sezon w Sadybie.
Tego lata zagościli u nas:
-Ika , Marian, Jedruś i Joasia z Grudziądza
-Mariusz, Remek i Stan z Sanoka
-Kasia i Maciek z Krakowa
-Lusia i Arek z Gdyni
-Kasia i Przemek z Gdyni


Jesień przyszła juz w doliny, Malarz na uslugach Matki Natury barwi drzewa na złote, ciepłe kolory, zakończyły  się wykopki na poletku przed naszą chatą...



czwartek, 13 września 2012

Od niedzieli

Od najblizszej niedzieli  do piątku ( 21.09) zapraszamy do wizyty w Czerniku.

Jeśli tylko macie ochotę na późnoletnie wakacje w spokojnej zielonej dolinie, wędrówki po okolicznych szczytach lub chociaż pooglądanie dziewięćsiłów to czekamy na Was w Sadybie.

Dziewięćsiły są tu szeroko rozpowszechnione i bez problemu można je zobaczyć na górce  za domem, wchodząc na szlak na Kozią, lub też w stogach siana. Ten wystawał sobie z spośród świeżo zgrabionych ździebeł.


środa, 5 września 2012

wrzesień

Wrześniowy wyjazd do Sadyby połączony ze gromadzeniem wrażeń (obserwacji tradycji weselnych, fotografowaniu soroczek i lokalnych złotozębnych modeli, nagrywaniu tradycyjnych pieśni huculskich  podczas zaślubin Mirki i Aloszy) nastąpi w dniach 16- 22 września.

W Chatce będziemy na pewno od niedzieli do piątkowego przedpołudnia, a w raz z nami odwiedzający nas Kasia i Przemek.

Jeśli komuś w tym czasie po drodze do nas-  serdecznie zapraszamy!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Koniec sierpnia

...a potem spady deszcze...

Jędruś i deszcz
...goście Sadyby wrócili do domu, lub też z powodu aury i urazów stawów odwołali przyjazd.
Nasz Land Rover z perypetiami zjechał do Polski, w zamian do Czernika ( w zastepczą goscinę do Wiery) zawitała biała Landryna.

Jesteśmy zatem w Polsce, pracujemy
 i  dogrywamy termin wyjazdu wrześniowego.

Będzie to przynajmniej pobyt tygodniowy, z całą pewnością w okolicach 21 września.

Zapraszamy więc na
 pożegnanie lata/ rozpoczęcie jesieni w Gorganach.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Ostatni dzień pracy


Dzień za dniem ucieka, a pamiętnik z wakacji wciąz nie dokończony...Dla wiernych czytelników ciąg dalszy poniżej :)
Ciężkie warunki pracy

10.08- piątek- deszczowy dzień, jak nie mży to leje. Lucka z Arkiem nie potuptają w góry, więc mamy mile towarzystwo i pomocników na budowie. Przedpołudnie mija na zbijaniu szalunków i pomiar poziomów przy pomocy waser wagi. Teren jest na tyle nierówny, ze z jednej strony wypada 40 cm muru, a z drugiej niemal  1,80 m. Murowanie ściany do tej wysokości pochłonęło by wiele godzin, sporo cementu i kamieni, oraz wiązało by się z koniecznością postawienia rusztowania, co pewnie nie jest zbyt proste do zorganizowania w owej rzeczywistości. Za namową Koli decydujemy więc o zastąpieniu części muru belkami 20X20X300 cm. Będą kładzione na podmurówkę; z jednej strony 6, potem 4 i 2. I na nie położone zostaną belki podwalinowe ze starej chaty. Omówiliśmy tez projekt werandy. Będzie zlokalizowana z tyłu domu ( widok na potok) i może być miejsce odgrywania romantycznych scen. Romeo na dole, Julia na  balkonie, 2 metry nad nim…
Po przymiarkach bierzemy się za murowanie.  Mimo ciężkich warunków pracy powstaje 3 narożnik i większa część drugiej ściany. Robota idzie, bo pracownicy dokarmiani są przez Wierę… zwykła kasza gryczana w takich warunkach   smakuje wybornie.

Arka trening z kamieniami
Błocko

czwartek, 16 sierpnia 2012

Taczka, kielnia, młot..


Malinka w piaskownicy
9.08- czwartek- kolejne święto kościelne, w wielu cerkwiach odpust ….więc żaden robotnik do pracy nie przyjdzie, zresztą  Nikołaj  jedzie do swojej pracy (cieciować przez dobę). Trochę popaduje, ale i tak przy niezastąpionej pomocy Arka i Lucki zwozimy taczkami resztę piasku, zbieramy kamienie i przygotowujemy szalunki na następny dzień murowania

Lucy poławia kamienie

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Wakacje z kielnią


3.08-Piątek- rano przyjeżdża Ził z piaskiem i cementem.  Nawet w tak prostej sprawie nie obeszło się bez komplikacji: kiedy zamawialiśmy dostawę, ustalono jakie auto przyjedzie i oceniono, że transport będzie nas kosztował ok. 200 hr (za jadę do sklepu + ewentualnie coś tam za jadę w górę wsi) płatnych po realizacji. Poproszono tylko, żeby ktoś zjechał do Czernika i popilotował dostawcę (tutaj nie ma numerów domów)…Rano Nikołaj odebrał telefon, że auto dostawcze zepsuło się w Zielonej i będzie przeładunek na cięższy sprzęt, wiec może chwilkę później przyjechać pod sklep w Czerniku. Nikołaj wyruszył od razu i pojechał do Zielonej, ale żadnego przeładunku  nie widział. Wg niego od razu wysłano  ziła. Auta bez problemu podjechały pod dom, cement złożyliśmy u Nikołaja w stodole, a piasek przewieziono na budowę. Okazało się, że kupowaliśmy 80 worków piasku, 20-białego i 60 rzecznego (płacąc również za każdy worek, jako opakowanie). Biały piach przyjechał w  workach, reszta luzem. Kiedy doszło do płatności facet zaśpiewał 600 hr, dostał 522, bo Malina potrąciła mu za 60 worków. 
Przedziwny kraj- nawet w normalnym składzie budowlanym kręcą.

Do pomocy zgłosił się Piotrek, osiemnastoletni chłopak z rodziny mieszkającej po sąsiedzku. Pomaga przy rozładunku piasku  i cementu, zwozi worki piasku na dół. Robert z Arkiem i Jurkiem oraz Malina ładują posegregowane deski na ziła Nikołaja. Chyba łatwiej byłoby nam przenieść dechy pojedynczo na budowę niż je ładować i ponownie rozładowywać. Ale Nikołaj uparł się jak stary osioł. Podstawił auto, zarządził,  a sam pojechał do roboty ( w sobotę okaże się, że to był głupi pomysłJ).
 Wieczorem przyjeżdża Asia, która wypróbowała nowy wariant podróży: lot z Warszawy do Lwowa, przejazd koleją do Stryja, a stamtąd do Nadwórnej.

4.08-Sobota- wszyscy goście, prócz Kasi i Macka, którzy ruszają w Czarnohorę,  wyruszają na podbój Paleńskiego. My zaś na plac budowy. Piotrek nie przyjdzie, bo jedzie kosić siano w Zielonej. Nikołaj ma dzisiaj wolne, więc mamy szansę zacząć murowanie. Najpierw jednak przewozimy deski na budowę. Przejazd tych stu metrów i zaparkowanie to nie łatwa sprawa: Nikołaj pozwala na postój na skraju naszej stromej działki  pacjentom znachora. Na miejscu na którym miały być złożone deski stoi więc sobie granatowe BMW. Po drugiej stronie wąskiej górskiej drogi zaparkowała Łada. Łada odjedzie, ale BMW ma rozładowany akumulator… Próby z akumulatorem Nikołaja nie udają się. Chłopaki przepychają auto powyżej Łady, Nikołaj pokrzykując na wszystkich jakoś zajeżdża swoimi ziłem na działkę. Za chwilę, na to wszystko z dołu przyjeżdża kolejny ził, który chce przejechać do lasu. Znowu przepychanki i pokrzykiwania. ( W niedziele okazuje się, że przez to przetaczanie  w BMW zablokowała się automatyczna skrzynia biegów i biedni ludzie musieli zjeżdżać na luzie do wsi holowani i podciągani przez Kolę).

Budujemy pierwszy szalunek… i zaczyna się burza… Potem nadchodzi druga. Mimo tego wszystkiego Jędrek rzucił pierwszą kielnię betonu i wymurowaliśmy narożnik od strony rzeki zużywając kilka kast cementu. Niestety wędrowcy nie zdobywają szczytu, to zbyt ryzykowne, alby wędrować po gorganisku między strzelającymi piorunami.
I tak było warto...


5.08 -Niedziela- leniwa jak to niedziela. Pracować nie wypada, ale leżak –tegoroczne wyzwanie dla konstruktorów z Grudziądza -musi zostać skończony, gdyż zacni goście dziś popołudniu wyjeżdżają. Prace idą tak sprawnie, ze Marian z dużym Jędrkiem   z Asią zdobywają  jeszcze Kozią.
Duzy Jedruś testuje leżak


6.08-Poniedziałek- żar się leje z nieba, Nikołaj w pracy, Piotrek poszedł kosić siano, choć deklarował pomoc, Lucy z Arkiem próbują zdobyć Poleński. Cóż nam pozostało: spróbować murarki na własną rękę..Zanim jednak  rozrabiamy beton, budujemy zagrodę dla piasku, oczyszczamy potok ze śmieci i udrażniamy odpływ pod zwalonym drzewem. Samo murowanie nie wciąga nas tak bardzo, ale zawsze to kawałek do przodu.

7.08-Wtorek- słonecznie, ale z lekkim wiatrem- wyborna pogoda na murowanie. Dziś ekipa z Nikołajem na czele znosi kamienie, miesza beton i muruje. Dzielnie pomagają Lucka i Arek.

mur z kamieni rzecznych 
Malina z Jurkiem jadą do Nadwórnej zorientować się czy da się kogoś nająć do roboty przy murarce, bo osiłek rzekomo zachorował, Piotrek się nie pokazuje, a Nikołaj ma jeszcze sianokosy na głowie, więc wszystko się ślimaczy…a będzie jeszcze gorzej jak wyjedziemy. Malina w składzie budowlanym dostała namiary na kilka firm i fachowców. Ale po rozmowach z nimi wiemy, że będziemy musieli pogodzić się z tempem prac: jeden chce murować cały dom, bo samych fundamentów mu się nie opłaca, kolejny zawołał 2000 hr za m2 podmurówki bez materiału.

08.08- Środa – Mikołaj i Robert pracują od 8:00. Lusia z Arkiem wyruszyli na Kozi Gorgan.
 Na placu budowy powstaje super team- Nikołaj i Jurek- murarze-kamieniarze, Malinka z Robertem- betonomieszarki, Ewa z Jędrusiem-  dostawcy kamieni. Robota pali sie w rękach...pogoda sprzyja.

Kola muruje... najlepiej pracuje mu się w marynarce

niech się mury pną do góry